Dziś zgubiłam podręcznik i ćwiczenia od hiszpańskiego. Wydawało mnie się, że wychodząc z zajęć miałam je w torbie, nie sądzę żeby w metrze mi ktoś z torby książki ukradł, prawdopodobnie ktoś przypadkiem zwędził mi je w szkole. Jutro się wszystko rozwiąże, oby książki się odnalazły...hm, bo nie wiem co jak nie..
Po zajęciach poszłam na moją ulubioną plażę nudystów :P W drodze powrotnej zaczepił mnie chłopak z USA z pytaniem, gdzie można znaleźć dobrą restauracje. To nie pierwszy raz kiedy ktoś mnie pyta o drogę. Turyści raczej nie radzą się Hiszpanów, bo wiadomo, że nie mówią po angielsku. Zaczepiają więc takich ludzi jak mnie, którzy zdradzają wyglądem nie, że jest szansa na uzyskanie odpowiedzi w języku angielskim. Nie pomogłam koledze, bo w restauracjach się nie żywię, ale zyskałam kumpla do zwiedzania miasta. Przyjechał również sam do Barcelony i uczy tu angielskiego.
Jak to Edi powiedziała, lepiej żebym znalazła sobie Hiszpana co by castellano ćwiczyć, ale lepszy Amerykaniec niż Chińczyk.
Jutro jesteśmy umówieni na wspólne plażowanie i tułaczkę po Barcelonie....znów głowa będzie mnie bolała od angielskiego. Ha ha! Na początku pobytu w Hiszpanii moje myśli były w języku polskim, mówiłam po angielski żeby uczyć się hiszpańskiego. Powoli zaczynam myśleć po angielsku, żeby mówić po hiszpańsku, skracam drogę.
OK. Yo necesito hace mis deberes. Hasta luego.