Samolot przyleciał 15 minut przed czasem (ok.22.45). Pierwszą noc miałam spędzić na lotnisku, ale jak się okazało, w Gironie nie ma przyjaznej poczekalni, ludzie najzwyczajniej przylatują, odbierają bagaż i rozchodzą się w swoje kierunki. Poszłam za przykładem tłumku i ruszyłam w kierunku autobusów dowożących pasażerów do centrum (2,5euro).
Dotarłam do centrum, jest około 24, wszędzie dym, wybuchy...myślę sobie... WOJNA! Dzieciaki latają po ulicy, petardy wybuchają pod moimi nogami. Dopiero gdy zobaczyłam tańczących ludzi na ulicy uznałam, że to raczej jakaś ogólnomiejska impreza. Owszem słyszałam, że Hiszpanie są imprezowi, hm...ale jakby nie było jest środa, w Poznaniu środy są zdecydowanie spokojniejsze.
Zgubiłam się, mapa wydrukowana ze strony hostelu okazała się lewa. Zaczepiam człowieka na ulicy, "imprezowym" głosem daje mi wskazówki jak dotrzeć do celu.
Gdy jestem już bliziutko przemiłą parka macha do mnie. I odprowadza do drzwi hostelu. Tłumaczą, że to całe strzelanie z okazji Nit de Sant Joan (St John’s Eve) jest. AHA! I wszystko jasne. http://en.costabrava.org/suggestions/detail.aspx?t=the-magic-midsummer-night-of-st-joan&com=UwB1AGcAZwBlAHMAdABpAG8AbgBJAEQAXAAxADIANQBcAA== tutaj znalazłam kilka informacji odnośnie tego święta.
Jest po pierwszej, pora się zdrzemnąć, w pokoju 6 osobowym mieszkam póki co z jedną dziewczyną. Tylko tyle wiem o niej, że jest blondyną i nosi stringi (gdy wparowałam do pokoju już spała...wiec nie za bardzo udało mnie się z nią pogadać).
Dobra, spadam do wyra :)